Zacznijmy od tego, że blender kielichowy był od dłuższego czasu obiektem mojego pożądania, a dzięki współpracy z firmą Russell Hobbs zawitał u mnie nowiutki i piękny blender Aura posiadający dodatkowo funkcję młynka. Z niecierpliwością wypatrywałam kuriera z tą właśnie przesyłką dla mnie i wreszcie się doczekałam :-)
Z ogromną ekscytacją otwierałam wielkie pudło, przyglądałam się, co jest na wyposażeniu, czytałam instrukcję... A jaką frajdę sprawiło mi pierwsze użycie... i kolejne... i kolejne... jeszcze mi się nie znudziło. Ale do rzeczy...
W skład tego fantastycznego zestawu wchodzą 3 elementy: baza, kielich oraz młynek. Baza posiada długi kabel, stabilizację zapobiegającą poślizgom dzięki przyssawkom oraz pokrętło regulacji szybkości i intensywności rozdrabniania - dwa poziomy pracy ciągłej oraz jeden poziom pulsacyjny. Kielich to gigantyczny dzban, nieco ciężki ze względu na dużą pojemność (1,5 litra), zwieńczony pokrywą z otworem, przez który można dodawać składniki już w czasie pracy urządzenia. Ostatnim elementem jest szklany młynek, w którym zmielimy np. ziarna kawy czy orzechy.
Wizualnie zestaw prezentuje się przepięknie i moim zdaniem jest na tyle klasyczny, że z łatwością wkomponuje się do wielu kuchni. U mnie blender ten już znalazł swoje miejsce na stałe.
Poziom hałasu, moim zdaniem to też ważny aspekt. Co prawda urządzenie do najcichszych nie należy, to daleko mu do dźwięku startującego śmigłowca :-) Ja korzystam z tego blendera nawet gdy dziecko śpi niedaleko.
Co można przygotowywać w takim blenderze? W zasadzie to chyba wszystko i to jest ogromną zaletą tego sprzętu. Jak mieliście już możliwość zapoznania się z wcześniejszymi wpisami, ja przygotowywałam w nim np. placki ziemniaczane oraz kawę mrożoną, ale to oczywiście nie koniec mojej przygody z tym blenderem, a wręcz przeciwnie, to dopiero początek. Nie wyobrażam sobie już bez niego mojej kuchennej egzystencji.
A co do ceny, to u oficjalnego partnera Russell Hobbs zakupimy to urządzenie za 269 zł. Moim zdaniem warto.