Owoce obrać i pokroić w kostkę. Dodać mleko i cukier a następnie zmiksować, aż do uzyskania jednolitej i gładkiej konsystencji. Serwować schłodzone wprost z lodówki lub z kostkami lodu
2/3 szklanki mąki pszennej (im wyższy typ, tym lepiej, naleśniki będą wówczas pełnoziarniste)
1 jajko,
szczypta soli,
olej do smażenia.
Składniki na nadzienie:
twarożek chudy,
kilka kropel olejku cytrynowego,
cała cytryna,
1 łyżeczka cukru.
Wykonanie:
Składniki na ciasto naleśnikowe zmiksować. Jajko można dodać całe lub oddzielnie, wówczas polecam ubić białko na sztywną pianę - naleśniki będą bardziej puszyste. Gotowe ciasto wylewać porcjami na rozgrzaną patelnię, smażyć równomiernie z obu stron. W międzyczasie rozgnieść twarożek, pokropić olejkiem, dodać wyciśnięty sok z cytryny oraz startą skórkę cytrynową i cukier. Dobrze wymieszać i nakładać na naleśniki. Te złożyć według upodobania w trójkąty lub zwinąć w ruloniki i serwować od razu po przyrządzeniu.
Składniki dokładnie zblendować. Wybornie smakuje, gdy wszystko jest wyjęte z lodówki i od razu przyrządzane. Smak rewelacyjny, a można go jeszcze nieco zmodyfikować przełamując np. nutą malin (łyżka konfitur z malin lub zagęszczonego soku malinowego na pewno wzbogaci smak).
Moi mili, nowa wariacja, znana tu i ówdzie, ale pierwszy raz na tym blogu. A na pewno nie będzie to ostatnia z moich "wariacji" :-). Przepis na "marchewkę" już jest, a wcześniejszą wariację znajdziecie tutaj. Tym razem polewa wykonana z białej czekolady. Niestety, owej białej czekolady nie wykonałam samodzielnie, bowiem wcześniejsze próby nie dały mi jeszcze odpowiedniej konsystencji i zadowalającego smaku. Dlatego też stopiłam 1,5 tabliczki białej czekolady w kąpieli wodnej. Następnie przestawiłam naczynie z roztopioną czekoladą na mały ogień i ciągle mieszając dodałam nieco mleka. Czekoladę nałożyłam na wystudzone ciasto i rozprowadziłam możliwie równomiernie. Sugeruję odczekać do zastygnięcia czekolady, aby lepiej się kroiło :-)
2 łyżeczki konfitury malinowej (ja użyłam takiej domowej, ale pewnie na półkach sklepowych też coś znajdziecie, jeśli nie chce Wam się bawić w robienie konfitur :-)),
125g śmietany 36% tł.,
1/2 łyżeczki cukru pudru,
kostka czekolady do potarcia.
Wykonanie:
Napój czekoladowy podgrzewamy w rondelku. W międzyczasie ubijamy śmietanę z cukrem pudrem. Gdy napój będzie gorący, ale nie wrzący, przelewamy go do kubka. Dodajemy konfiturę malinową i mieszamy. Bitą śmietanę nakładamy na wierzch i całość posypujemy tartą czekoladą.
Jakiś czas temu zostałam wybrana wraz z innymi wytypowanymi blogerami kulinarnymi do przeprowadzenia testów nowych smaków wafli ryżowych firmy GoodFood. Jakie są te nowe smaki? Już spieszę Wam z odpowiedzią :-)
Pierwsze, najlepsze, najsmaczniejsze i w ogóle same "naj" są dla mnie wafle o smaku barbecue. Uwielbiam wafle, ponieważ są świetną przekąską w ciągu dnia, ale... niektóre są po prostu waflami, a inne uważam za megawafle i to nie ze względu na rozmiar. Tak, barbecue są megawaflami, są wyraziste, posypka na nich jest przepyszna, intensywna, doskonała. Przyznam się Wam, że te osiem otrzymanych paczek wafli barbecue pożarłam w zawrotnym tempie. Komu udało się załapać na chociaż jednego, powinien się cieszyć. Jakiekolwiek dodatki są zbędne, bowiem wafle te smakują jak chipsy. Chrupiesz i nie potrafisz przestać, dopóki nie skończysz :-)
O ile wcześniej opisane wafle były obłędne, o tyle smak mango to już moim zdaniem mały klops ;-) Samych ich w zasadzie nie da się zjeść, ja z trudem jednego dokończyłam. Co więcej, do tej pory została mi jeszcze większość otrzymanych paczek i nie mam pojęcia co z nimi zrobić... Ktoś chce? Poczęstuję ;-) A tak na poważnie, mieszanka przypraw w posypce jest nad wyraz ostra, nieco piecze w usta i to nie tylko moja opinia. W zasadzie wszyscy anonimowi degustatorzy ze mną na czele wyrazili te samą opinię "Tego nie da się zjeść". Sądzę, iż za dużo tam curry, choć, co dziwne curry nie ma wyszczególnionego w składzie :-)
Postawiłam sobie jednak za cel, zrobić coś, żeby te wafle dało się zjeść. Istotne jest, by dodatek do wafli był łagodny, aby zneutralizować ostrość posypki. Jednym z pomysłów była sałatka z tuńczykiem, lekką śmietaną lub gęstym jogurtem naturalnym i kukurydzą. Uff, jakoś się udało, nawet było to smaczne. Mam jeszcze pomysł, w którym wafle stanowią dodatek do zupy, ale to kolejnym razem :-)
Dzisiaj szybki post, tak tylko, żeby się pochwalić, a może nieco poszerzyć horyzonty :-) Jak wiecie z Alpro współpracuję nie od dziś, więc już mam swego rodzaju bzika na punkcie tych produktów i nie, uprzedzając wszelkie pytania, nie znudziły mi się jeszcze te produkty. Wręcz przeciwnie, będąc na Słowacji odkryłam ciekawy zakątek lodówki pewnego supermarketu i zrobiłam małe zapasy, ponieważ w Polsce nie ma (nie widziałam) zarówno deserków o smaku ciasteczkowym, jak i śmietanki. Mój blog i ja cieszymy się z takich zapasów :-)
1,5 szklanki napoju Alpro zagotować z aromatem pomarańczowym. Pozostałe pół szklanki napoju czekoladowego wymieszać z mąką ziemniaczaną i dodać w trakcie gotowania. Zdjąć z ognia kiedy budyń zacznie gęstnieć. Przełożyć do miseczek. Pomyślałam, że można by udekorować całość skórką pomarańczową, świeżo startą lub kandyzowaną. Niestety ten pomysł przyszedł mi do głowy po zjedzeniu, a szkoda :-)
Jeżeli tylko najdzie Was ochota na coś zarówno zdrowego jak i pysznego, polecam tę sałatkę. Jest genialna i banalna w wykonaniu.
Składniki:
1 brokuł
kostka sera feta
3 łyżki jogurtu naturalnego
sól i pieprz do smaku
szczypta bazylii i oregano
2 ząbki czosnku lub czosnek w kostce Knorr
migdały w płatkach
Wykonanie:
Brokuł ugotować, odsączyć i pokroić na małe cząstki. Wrzucić do miski. Ser feta pokroić na kosteczki lub rozkruszyć jako kolejną warstwę sałatki. Jogurt wymieszać z przyprawami i ziołami oraz czosnkiem. Polać zawartość miski przygotowanym sosem czosnkowym. Płatki migdałowe uprażyć na patelni, nieco przestudzić i posypać wierzch sałatki.
1 deser waniliowy Alpro (ja byłam w posiadaniu przywiezionego ze Słowacji deseru ciasteczkowego i dlatego użyłam właśnie tego, ale waniliowy też się dobrze sprawdzi).
Wykonanie:
Napój Alpro, wodę, mąkę, jajko, sól i odrobinę oleju wymieszać dobrze na jednolitą masę. Smażyć na rozgrzanym oleju malutkie placuszki pancakes. Ja do tego celu użyłam swojej mini patelni, więc wyszły mi równiutkie,a le jeśli nie macie takiej spróbujcie na dużej. Aczkolwiek, nie ukrywam, że zrobienie równych placuszków będzie trudniejsze. Placuszki układać jeden na drugim przekładając odrobiną deseru i voila, nasz torcik naleśnikowy gotowy. Można jeszcze udekorować wierzch np. owocami.
Dziś dzielę się z Wami swoimi opiniami na temat testowanego przeze mnie zestawu na soczyste piersi z kurczaka Knorra. Do akcji zaprosił mnie zaprzyjaźniony portal Urodaizdrowie.pl. Poniżej prezentuję skład zestawu do testowania.
A teraz krótki (bo danie jest naprawdę szybkie) opis tego, co można z tym wyczarować.
Składniki:
filety z piersi kurczaka
1 kostka rosołowa Knorr
1 kostka bulionowa z czosnkiem i pietruszką
3 łyżki oliwy
Wykonanie:
Poniekąd poszłam na łatwiznę, przyznaję się, ale chciałam sprawdzić, czy propozycja wykonania zasugerowana w książeczce dołączonej do zestawu jest warta uwagi. Nie obyło się jednak bez osobistych modyfikacji :-)
Na początek połączyłam kostkę rosołową z oliwą, zaczęłam się jednak zastanawiać, dlaczego w zestawie jest jeszcze opakowanie kostek bulionowych z czosnkiem i pietruszką. Pomyślałam, że dorzucę jeszcze jedną kostkę tejże właśnie. Wszystko wymieszałam na jednolitą konsystencję i przystąpiłam do nacierania filetów. Te usmażyłam na piękny złocisty kolor i podałam wraz z sałatką i porcją ciemnego ryżu.
Danie naprawdę smakowite, a kurczak wyjątkowo soczysty i co więcej, bardzo aromatyczny. Nie sądziłam, że z taką łatwością przygotowuje się tak pyszny posiłek, a jednak :-)
Makaron gotujemy wg wskazań na opakowaniu. Lekki sos przyrządzamy podobnie jak carbonarę, z tym że składniki stosujemy nieco lżejsze. Szynkę kroimy drobno i podsmażamy na suchej patelni. Po kilku minutach dolewamy do patelni napój Alpro. Następnie dodajemy śmietanę, ser i przyprawy. Gdy ser się stopi a sos zagęści, odstawiamy z ognia. Makaron odcedzamy i dodajemy do patelni dla połączenia się składników. Nakładamy na talerze i posypujemy pietruszką.
Tym razem, inaczej niż do tej pory, sami zafundowaliśmy sobie wizytę w lokalu :-) Wszak zdarza się nam chodzić do restauracji i z tych wizyt także powinnam sporządzać skrupulatne notatki tutaj.
Na pierwszy ogień idzie porażka wszech czasów, dosłownie. Poczułam się w obowiązku, aby ostrzec wszystkich, kogo mogę, przed tym lokalem. Mieści się on w Wadowicach przy Jana Pawła II 21. Jako że byliśmy z mężem nieco strudzeni podróżą w góry, jak również dość głodni, postanowiliśmy zatrzymać się w mieście naszego papieża. Pierwszą myślą były kremówki i trzeba nam było się do nich ograniczyć. Niestety, pech chciał, że głód wzmógł się, a na wadowickim rynku odkryliśmy Karczmę Paradise...
Tak, rajska nazwa nas skusiła, ale wizytę tam wspominam jak w czeluściach piekielnych :-)
Wzięliśmy pizzę - dużą - nazwaną w menu pizzą mydlarską (sos pomidorowy, ser, szynka, ananas, oregano, kukurydza) w cenie 19,50zł, a do pizzy poprosiliśmy o sos czosnkowy, czyli zamówienie banalne. Wyobraźcie sobie, że nawet tak prosty, wydawałoby się, posiłek można zepsuć...
Na stół przyszły sztućce dla mnie i męża, czyli... 3 widelce i jeden nóż, no cóż, przyszło mi jeść dwoma widelcami :-)
Szast prast i było również nasze zamówienie, jupi, można było zacząć jeść. Ale coś dziwnie szybko się z tą pizzą uwinęli, za szybko... Wzięliśmy po kawałku pizzy, która wyglądała, jak na poniższym zdjęciu.
Następnie sięgnęłam po sos i, o zgrozo, to sosem czosnkowym nie było. Próbowano nas majonezem oszukać, myśląc, że się nie zorientujemy!!! Natychmiast zareagowałam, odniosłam, zgłosiłam swoje zastrzeżenie. Nawet nie zostałam przeproszona za pomyłkę. No bo jakaż to pomyłka, oni po prostu zawsze tak robią. Gdy zapytałam o właściwy sos czosnkowy, odpowiedź brzmiała "Nie mamy!" To nie - pomyślałam - zjemy pizzę bez sosu. Kelnerka z łaską powiedziała, że odliczy mi ten sos od rachunku. Jakaż ona wspaniałomyślna :-)
Teraz stwierdzam, że nie było sensu w ogóle wchodzić do Karczmy Paradise. Pizza mdła i bez smaku. Tyle w temacie jedzenia w raju.
Podsumowanie, nieco żartobliwe, w formie poniższej piosenki.
Do shakera nalewamy kolejno napoje Alpro, dodajemy kawę i lód. Całość energicznie mieszamy do uzyskania jednolitej konsystencji. Nalewamy do szklanki i dekorujemy miętą.
Żeby zrobić coś pysznego wcale nie trzeba poświęcać na to dużo czasu. Poniżej przepis na rewelacyjną przekąskę w 5 minut :-) Obiecuję, że następnym razem tartaletki upiekę samodzielnie.
I
znów przesympatyczny portal Urodaizdrowie.pl zaprosił mnie i mojego smakosza
Pawła do testowania restauracji z naszego regionu. Jestem wielce rada z tego,
że mogłam zagościć w The Piano, restauracji, którą nazwałabym wielkim odkryciem
kulinarnym 2014 roku i słowa te w żadnym wypadku nie będą przesadzone. Wciąż
jestem pod wrażeniem, jakie wzbudziła u mnie wizyta w tej bytomskiej
restauracji. Kto nie był, niech czym prędzej nadrabia zaległości!
Testowanie
restauracji Stara Piekarnia po raz kolejny zostało zorganizowane przy
współpracy z portalem Urodaizdrowie.pl będącym pomysłodawcą świetnej akcji
kulinarnej – Blogerzy Smakują.
Stara
Piekarnia to kompleks obejmujący restaurację, pub i apartamenty. Myślę, że
każdy odnajdzie tu coś dla siebie i miło spędzi czas w urokliwych zakątkach
starej hali produkcyjnej, gdzie dawniej wypiekano aromatyczny chleb, a obecnie
mieści się tam niesamowity i robiący wrażenie piec opalany drewnem wiśniowym.
Klimat restauracji jest naprawdę uroczy, atmosfera miła i rodzinna. Tak powinno
być wszędzie!
Wygląd
restauracji:
Ta
dwupoziomowa restauracja urządzona jest ze smakiem i wyczuciem stylu. Najwięcej
frajdy sprawiło mi podziwianie kolekcji zabytkowych akcesoriów kuchennych i
pięknego gramofonu.
W
lokalu nie brakowało klientów, a nawet rodzin z dziećmi, które są przecież
wielkimi smakoszami pizzy J
Nie
byłabym sobą, gdybym nie zwróciła uwagi na jakże ważny aspekt, a mianowicie kartę
dań. I muszę przyznać, że byłam usatysfakcjonowana, nie tylko treścią, ale i
nienagannym stanem menu.
Jak
na godną polecenia restaurację przystało obsługa wykazała się uprzejmością i
fachowością. Uwielbiam momenty, gdy właściciel lub manager osobiście mnie wita
i życzy smacznego posiłku. Ogromnie sobie to cenię i nie zawiodłam się również tym
razem, odwiedzając Starą Piekarnię w Bytomiu.
Potrawy
i ceny:
Będąc
w pizzerii dysponującej tak okazałym piecem nie mieliśmy żadnego problemu z
wyborem dania głównego. Bo to, że zjemy pizzę, nie podlegało dyskusji. Po
dłuższym przeglądaniu menu zdecydowaliśmy się na pizzę… „Stara Piekarnia”
właśnie, bo jakaż by inna w takim miejscu J
Doskonały sos pomidorowy, mozzarella, polędwica wołowa i prawdziwki na
aromatycznym i chrupiącym cieście to było niesamowite doznanie smakowe warte
31zł. Mi oraz narzeczonemu bardzo smakowało. A wszystko to za sprawą
oryginalnego włoskiego przepisu i wypiekowi pizzy w piecu opalanym drewnem.
Zanim jednak zaserwowano nam wybraną pizzę zostaliśmy uraczeni przystawką
extra. Nikogo zapewne nie zdziwi, że była to bruschetta.
Do
pizzy ja zdecydowałam się na słodkie i niesamowicie rozgrzewające grzane piwo z
imbirem (7zł), narzeczony natomiast wybrał sok z czarnej porzeczki (4,5zł).
Podsumowując,
wizyta w Starej Piekarni pozwoliła nam zasmakować przepysznej, oryginalnej
włoskiej pizzy i mile spędzić czas w tak niesamowitym miejscu. Inne dania z
listy zapowiadają się również wybornie, dlatego szczerze polecam zasmakowania
ulubionych dań jak i nowości w Starej Piekarni!